Mitsumaniaki Dzieciom

Szukaj na tym blogu

sobota, 25 lutego 2012

Słowacko - polskie wakacje cz.1

DLA OSÓB WYBIERAJĄCYCH SIĘ NA SŁOWACKIE SZLAKI GÓRSKIE PAMIĘTAJCIE, ŻE U NICH TOPR JEST PŁATNY!!!*

* Nie oznacza to, że w razie niebezpieczeństwa, czy problemów macie ich nie wzywać.

Witam Was serdecznie,
Dzisiaj krótka opowieść o moich zeszłorocznych (2011), słowacko - zakopiańskich, wakacyjnych wojażach.


Na początku lipca padła, ze strony rodziców mojej dziewczyny, luźna propozycja wyjazdu w słowackie Tatry.
W sumie nigdy tam nie byliśmy, a fajnie jest chodzić po nieznanych szlakach, tak więc jedziemy. Znaleźliśmy pensjonat w miejscowości Nova Leśna,  najtańszy ze wszystkich przeglądanych - 8 euro os./noc. Sam dom bardzo ładny, a ponadto widok cudowny. W/w miejscowość leży niedaleko Popradu (ok. 10 km). Do wszelkich szlaków można dojechać Tatrzańską Kolejką Elektryczną, tzw. elektriczka, a trzeba liczyć kilkanaście do kilkudziesięciu kilometrów. My byliśmy wygodni i jeździliśmy autem :).



Dzień pierwszy
W dzień przyjazdu nie mieliśmy już sił na zdobywanie gór, ale w zamian postanowiliśmy odwiedzić  urokliwą dzielnicę Popradu - Spišská Sobota. Dojazd do niej jest bardzo łatwy, ponieważ droga prowadzi "opłotkami" i tylko raz trzeba skręcić w lewo :). Sama dzielnica bardzo ładna - urokliwe domki, a co najważniejsze "ni żywego ducha" - spokój i cisza :).




Dzień drugi
Kolejność i kolory szlaków: żółty 1h30'niebieski 1h30', czerwony 40', żółty 1h20' + 1h15'


Na drugi dzień, wypadło na Dolinę Białej Wody Kieżmarskiej...no cóż, dolina była biała, ale od chmur...Pogoda okropna - mokro, zimno - ale na szczęście nie padało. Do początku szlaku trzeba było dojechać kilkanaście kilometrów, ale na miejscu był na szczęście parking (pomiędzy Tatranské Matliare a Kežmarské Žľaby)


Wracając na szlak (żółty)...rozpoczyna się on gładko i płasko, gdzieniegdzie wystają kikuty drzew, a na większości terenu dominują krzaki. Teren ten ,parę lat temu nawiedziła silna trąba powietrzna, dewastując ogromne połacie drzewostanu. Jeszcze mnóstwo wody przepłynie w Popradzie (tak też nazywa się rzeka, która przepływa także przez południową Polskę. W dzieciństwie często spędzałem wakacje w małej miejscowości Rytro i równie często pływałem w Popradzie:) ) nim natura powróci do swojego pierwotnego stanu.
Po kilkuset metrach zaczyna się wspinaczka, ale jeszcze na stosunkowo szerokiej drodze. Przy szlaku płynie  (a raczej bardzo szybko zlatuje) strumień, czemu towarzyszy głośny szum :). 
 Im "dalej w las", tym strumień częściej przecina szlak, a ponieważ droga idzie ostro w górę, to i strumień gwałtownie spada, tworząc wodospady (szlak niebieski). 
Idąc, często zdarzało się, że wchodziliśmy w chmurę i muszę przyznać, że efekt jest ciekawy -> widoczność na maks 50cm i wrażenie wdychania takiej delikatnej "mgiełki wodnej". Oczywiście, w prześwitach, gdzie powinny być cudowne widoki było tylko "mleko". 
Porównajcie sobie moje zdjęcia, ze zdjęciami z opisu w linku. Gdy to zobaczyłem, to myślałem, że się rozpłacze ;).
Na skrzyżowaniu szlaków (niebieskiego, zielonego i czerwonego -> udajemy się tym ostatnim) przy Wielkim Białym Stawie (Velke Biele Pleso) zrobiliśmy sobie przerwę i, przez dosłownie 15 sekund, wyszło słońce, odkrywając mały fragment góry...i to tyle z widoków :(.
W około 40 minut, szlakiem czerwonym doszliśmy do Schroniska nad Zielonym Stawem (Chata pri Zelenom plese), które usytuowane było nad piękną , błękitno - zieloną wodą. Po półgodzinnej przerwie i paru zdjęciach ruszyliśmy w drogę powrotną, tym razem do końca szlakiem żółtym.


Dzień trzeci
Kolejność i kolory szlaków: żółty 4h15' (w górę) + 1h30' (w dół), niebieski 15', wyciąg.


Tym razem pogoda dopisała :). Na "ruszt" poszła Dolina Młynicka (Mlynická dolina). Trasa niesamowita, ze względu na to, że praktycznie idzie się po kamieniach, głazach, itp, a poza tym widoki...mmm...miód, no i w lipcu można zobaczyć śnieg :).
Na początek musieliśmy dojechać do miejscowości Szczyrbskie Jezioro (Štrbské Pleso) - około 20 km i zostawić auto na jednym z wielu parkingów - warto jechać do końca drogi :). Oczywiście można tam też dojechać "elektriczką".
Początkowo szlak idzie w lesie, ziemno - kamienistą drogą. Później, na otwartym terenie, z kosodrzewiną po bokach, droga jest podobna, aż do Wodospadu Skok. W tym miejscu zrobiliśmy sobie przerwę, a dziewczyny zdecydowały, że wrócą do miasta. Natomiast my, czyli panowie, podjęliśmy próbę dalszej wędrówki, co nie było błędną decyzją.
Sam wodospad trzeba, w pewnej części obejść. W górnej (początkowej) jego części wiedzie już droga i trzeba wspomagać się łańcuchami, bo można łatwo się poślizgnąć i zlecieć. 
Po wdrapaniu na górę, oczom naszym ukazał się Staw nad Skokiem (Pleso nad Skokom), a za nim "bezkres" kamieni otoczonych z dwóch stron skalnymi szczytami -> tzw. kocioł lodowcowy. W tym momencie warto odwrócić się o 180 stopni -> jest coś na wzór okna ukazującego okno pięknęgo widoku gór i miasteczka.
Początkowo droga jest lekko "pod górkę", potem jest ciężej, ale widoki i motywacja dojścia do końca, rekompensują zmęczenie. 
Schody - i to dosłownie - zaczynają się przed dojściem do kolejnego stawu -> Capi Staw (Capie pleso). Poniżej tego stawu, znajdują się szczątki  helikoptera ratunkowego Mi-8, który rozbił się tutaj w 1979 roku.
Wywołało to u mnie dreszcze i czym prędzej chciałem opuścić to miejsce.
Przy samym stawie zrobiliśmy sobie krótką przerwę posilając się nieco i uzupełniając płyny , ponieważ przed nami był najcięższy moment - i faktycznie co kilkanaście metrów robiliśmy przystanki, bo droga szła ostro w górę i zdarzały się miejsca, gdzie trzeba było się wspinać :).
Po ostrej mordędze doszliśmy do Bystrej Ławki (Bystre Sedlo), która jest wąską szczeliną pomiędzy skalnymi szczytami. Dojście do niej, jak i zejście, jest na tyle strome, że trzeba wspomagać się zamontowanymi łańcuchami.
Schodziliśmy połowę drogi przez kamienie, a połowę wśród kosodrzewiny. Zejście prowadzi przez Dolinę Furkotną przez około 1h30' do skrzyżowania z niebieskim szlakiem. Można iść dalej w dół 50 minut do czerwonego szlaku i przez kolejne 50minut tymże szlakiem, aż do Szczyrbskiego Jeziora. My wybraliśmy inny, łatwiejszy wariant, mianowicie po około 30' (na mapach pisze 15', ale pod tak strome wejście nie da się wejść tak szybko) zmęczeni i spoceni na potęgę doczłapaliśmy się do schroniska na Solisku (Chata pod Soliskom).
Stamtąd zjechaliśmy wyciągiem krzesełkowym na sam początek żółtego szlaku (tego, którym szliśmy do góry). 
Zadowolenie z wyprawy -> OGROMNE!!!


Dzień czwarty
Kolejność i kolory szlaków: niebieski 1h25' + 35', czerwony 2h30' + 45'


W tym dniu zdecydowaliśmy się zdobyć Rysy (w Polsce 2499 m. n.p.m., u Słowaków 2503).
Aby dotrzeć na szlak prowadzący na Rysy, trzeba jechać w kierunku Szczyrskiego Jeziora (patrz dzień trzeci) i wypatrywać znaku kierującego w prawo na Popradské pleso (Jezioro popradzkie). Po paru kilometrach dotrzemy do parkingu położonego tuż przy stacji Elektriczki, tak więc jak zwykle można dotrzeć na co najmniej dwa sposoby.
Od parkingu szliśmy niebieskim szlakiem przez Dolinę Mięguszowiecką (Mengusovská Dolina). Idzie się wygodnie, ponieważ droga jest asfaltowa, aczkolwiek kręta i miejscami idzie ostro w górę, ale za to w lesie :). Doszliśmy do schroniska nad Popradzkim Jeziorem (chata pri Popradskom plese), gdzie nasz niebieski szlak odbija w lewo, a dalej prosto prowadzi czerwony.
Najpierw szliśmy w lesie, ale potem pojawił się etap kosodrzewiny. Po około 40 minutach dotarliśmy do "rozdroża przy żabim potoku", gdzie krzyżują się szlaki niebieski i czerwony - ten ostatni prowadzi na Rysy.
Wspinaliśmy się przez 2,5 godziny w słońcu. Początkowo droga idzie jeszcze w kosodrzewinie, potem zaczyna się "kamienna pustynia" i stromo w górę. 
W pewnym momencie docieramy do miejsca, gdzie idzie się po śliskiej, płaskiej skale - oczywiście do pomocy są łańcuchy. Ale to nic, bowiem najgorszy był początek, gdzie ściana była pionowa i dosłownie wspinaliśmy się na łańcuchach, jak na linach na zajęciach z w-f. 
Po tym etapie jest w miarę spokojnie, po kamiennych schodach, mijamy "bramę" z kolorowych chorągiewek i po paru minutach docieramy do Schroniska pod Rysami (Chata pod Rysmi). Budynek był w trakcie całkowite przebudowywania, tzn. pewna jego część już postawiono. 
Najciekawszym elementem tego schroniska jest toaleta, oddalona około 1 minuty. Jest to po prostu drewniana sławojka, pomalowana na kolorowo. Nie byłoby w niej nic nadzwyczajnego, gdyby nie zamontowane tam okno i przepaść pod nią. Ja twierdzę, że to wszystko po to, żeby co niektórym osobom, pomóc w załatwianiu się :). Sama świadomość tego, że mam pod sobą przepaść jest "pobudzająca", a na dokładkę dostaję okno z widokiem na oddalone szczyty górskie - owszem widok ładny, ale wątpię, żeby ktoś siedząc na tronie wpadł w melancholijny zachwyt ;)). 
Po uzupełnieniu pokarmu i płynów (oczywiście herbata z prądem) ruszyliśmy dalej. Po około 25 minutach doszliśmy do przełęczy Waga (Váha). Tam zaczęło robić się już dosyć zimno, ponadto wiał pieroński wiatr. Widoki piękne, a pod stopami kilkuset metrowa przepaść :). Jako, że mam mały lęk wysokości, nogi zaczęły się pode mną trochę uginać :). Ciekawy był widok ludzi spiętych liną i  schodzących po niemal pionowej skale (prawdopodobnie schodzili z Wysokiej).
Po kilkunastu zdjęciach ruszyliśmy dalej. Droga idzie ostro w górę i jest kręta. Wspięliśmy się na wierzchołek - tutaj droga opada łagodnie w dół, ale jest bardzo wąska. Tak doszliśmy do miejsca, gdzie nie ma jednej drogi, jest za to bardzo ukośna ściana, po której trzeba się wspiąć - przez większość czasu na czworaka :).
I tak, po ponad 5 godzinach, na czterech kończynach doszliśmy do Rysów (tak to się chyba odmienia) :). Na szczycie jest tyle osób, że ciężko znaleźć tam jakieś wolne miejsce, ale udało nam się.


Dzień piąty
Wyjeżdżając postanowiliśmy coś jeszcze odwiedzić i wybraliśmy zamek Kieżmarku. Dojazd jest bardzo prosty - z Novej Leśnej kierujemy się na Młynice, stamtąd na Vel'ką Łomnice. Przed tym miasteczkiem dojeżdżamy do drogi nr 67 i teraz prujemy prosto przez tą Łomnice, aż do Kieżmarku :). Jeśli chodzi o wyjazd to nadal kierujemy się drogą 67, która prowadzi aż do granicy, m.in. w Łysej Polanie.
Jeśli chodzi o sam zamek, to jest on utrzymany w dobrym stanie, poza tym można go zwiedzać z przewodnikiem - nie pamiętam, dlaczego mieliśmy słowackiego, ale i tak prawie jakby po polsku gadał :). Ponadto są dostępne opisy historii zamku po Polsku i z tego co wyczytałem, zamek miał wielu władców, nawet przez pewien okres Polaków, ale - o ile pamięć mnie nie myli - to nie byli dobrymi zarządcami...
Przewodniczka prowadziła nas przez kilka komnat, z różnorakimi eksponatami - klamki do drzwi, jakieś urządzenia, zbroje (w tym husarska), miecze, tarcze i inne uzbrojenie, meble, itp. Było nawet pomieszczenie farmaceutyczne :)).


Na mnie nie zrobiło to wrażenia, ale było przyjemnie i przynajmniej kolejny kawałek historii poznany :).


Co jedliśmy
Będąc na Słowacji (w ogóle w innym kraju, czy miejscu) musieliśmy spróbować potraw regionalnych, czy też charakterystycznych dla kraju :). 
Stołowaliśmy się w sumie w dwóch miejscach - restauracja w Spisskiej Sobocie i restauracja w Novej Leśnej. Ta ostatnia znajdowała się na piętrze, a na parterze był Pub. Najśmieszniejsze jest to, że cały budynek przylegał do kościoła :).
Pamiętam, że w tej pierwszej ktoś próbował bryndzové halušky (kluseczki ziemniaczane z bryndzą).
W drugiej restauracji oczywiście był vyprážaný syr (chociaż dla mnie to czeska potrawa). Tak naprawdę, to jaki ser dostaniecie zależy od restauracji, a sery potrafią być na prawdę różne :).
Kolejne danie - moje ulubione - Maďarský guláš s knedľičkami, czyli gulasz po węgiersku z knedlikami. Po prostu pychota :). Ludzie, którzy nigdy nie jedli knedlików, po pierwszym kęsie stwierdzą, że to coś jak u nas bułka na parze (parowana). Nic bardziej mylnego, różnica w smaku jest istotnie wyczuwalna i moim zdaniem na plus dla knedlików :).
O ile dobrze sobie przypominam, dosyć charakterystyczna jest też zupa czosnkowa - również godna polecenia :).


Piwa:
To w sumie temat na osobny post :). A tak na serio, co wieczór urządzaliśmy sobie degustację miejscowych piw :). Najlepszy i najbardziej godny polecenia jest TOPVAR. Próbowaliśmy też takie, jak Kozel i Tatran, ale nie przebiły w/w browaru - zasmakował nawet mojej dziewczynie, która nie lubi piwa, ze względu na gorzki smak - Topvar ma delikatny i orzeźwiający smak :) (a które piwo nie ma :)) )
Niestety w Polsce nie ma tego piwa, nawet na półkach z importowanymi browarami. Znalazłem kiedyś, sklep internetowy (polski), gdzie można go było zakupić, ale chyba już nie istnieje :(.


Mitsu
Blog jest w końcu o Mitsubishi, więc trzeba coś o nim napisać :). Misiek spisał się bardzo dobrze - w ciągu 5 dni przejechał ok 1000 km i nigdy nie odmówił posłuszeństwa. Podróżowały nim 4 osoby (+ bagaże) - wszystko idealnie się pomieściło choć niekiedy pod górę niekiedy miał problem, ale pomagała redukcja do 3 :). 




Na całej trasie spalił 6,8 l/100 km, czyli sumując wyszło, że misiek "zjadł" około 65 litrów paliwa.




A teraz garść przydatnych informacji, o których warto pamiętać, wybierając się autem na Słowację, bo tamtejsza policja ostro kontroluje, a Polaków zwłaszcza.
Po pierwsze auto w idealnym stanie techniczny, zapinamy pasy, w kabinie samochodu (nie w bagażniku) kamzelkę odblaskową, którą ubieramy zawsze przy wyjściu z auta w razie awarii.
Po drugie trzeba mieć komplet żarówek (wszystkich) i bezpieczników. 
Po trzecie podnośnik, klucz do odkręcania kół, koło zapasowe, trójkąt ostrzegawczy, linkę holowniczą.
Po czwarte i to jest najgorsze -> apteczka z takim zestawem, że niejeden szpital w Polsce może pozazdrościć (gaza hydrofilna, składana sterylna 7,5 x 7,5 cm – 10 sztuk . roztwór dezynfekcyjny Ajatin – jodyna 50 ml – 1 szt. . ustnik do sztucznego oddychania – 1 szt. . folia izotermiczna – 1 szt. . chusta trójkątna – 2 szt., rękawice ochronne (gumowe) jednorazowe – 1 para . chusta foliowa 20 x 20 cm – 1 szt., plaster, szeroki 1,25 cm – 1 szt., bandaż sterylny – 4 szt., kompresy hydrofilne, sterylne 10 x 15 cm – 1 szt. . kompresy hydrofilne, sterylne 6 x 5 cm – 1 szt. . opaska gumowa 70 cm – 1 szt. . opaska elastyczna 6 x 4 cm – 1 szt. . plaster opatrunkowy 8 x 4 cm – 10 szt., agrafki – 4 szt. . nożyce – 1 szt. . plastikowy pojemnik apteczki do transportu – 1 szt.). 
I nie radzę przekraczać prędkości, bo ceny mandatów do niskich nie należą (Euro).
Ponadto trzeba mieć ze sobą międzynarodową kartę NFZ i zaleca się wzięcie polisy ubezpieczenia kosztów leczenia i następstw nieszczęśliwych wypadków.