Mitsumaniaki Dzieciom

Szukaj na tym blogu

sobota, 2 czerwca 2012

Wymiana dźwigni/przełącznika wycieraczek w Space Star

Kilka słów wstępu
Mój Spejs to wersja family, czyli ta uboższa... Jednak są pewne rzeczy, które można tanim kosztem usprawnić,  aby zbliżyć go do wersji Comfort.
Pierwszą rzeczą, którą zrobiłem to zamontowanie regulatora podświetlenia deski rozdzielczej. Fabrycznie (przez dealera) wiązka została zapętlona, a w miejsce "regulatora" wstawiona dioda alarmu (opis zamontowania w innym poście).
Kolejną rzeczą była wymiana regulatora wycieraczek. Mój, fabryczny, posiadał tylko jedną (ustaloną z góry) prędkość przerywanej pracy. Wyższe wersje wyposażenia miały możliwość regulacji (pierścień regulujący czas pracy).
Po zamówieniu na allegro odpowiedniego przełącznika (mój koszt to około 50zł) wymieniłem go, co okazało się niebywale proste.

INSTRUKCJA

1. Najpierw odkręcamy trzy śruby krzyżakowe.


















2. Następnie delikatnie rozdzielamy połówki obudowy kolumny kierownicy, poprzez rozdzielenie plastików.






3. Kolejną czynnością jest rozpięcie kostki elektrycznej. Należy wcisnąć taki mały "dżings" i mocno pociągnąć kostkę w stronę liczników.


















4. Teraz trzeba wykręcić dwie śruby krzyżażokowe (wersja 2004 poliftowa -> inne wersje mogą mieć TORX-y) przytrzymujące mechanizm dźwigni.



5. Po w/w czynności wystarczy pociągnąć całość w kierunku szyby pasażera.

















6. Montaż nowej dźwigni to powtórzenie w.w kroków czyli wsunięcie nowej dźwigni, przykręcenie jej dwoma śrubami, podpięcie kostki elektrycznej.

























7. Zanim założymy obudowę warto sprawdzić działanie kostki. Po pozytywnym wyniku, możemy zamontować obudowę i  przykręcić ją śrubami.

8. GOTOWE!!! :)

F I L M    P R E Z E N T U J Ą C Y   D Z I A Ł A N I E


poniedziałek, 30 kwietnia 2012

160000 km wybiło na liczniku!!!

Dnia 27 kwietnia roku pańskiego 2012 mojemu Spejsowi wybiło na budziku 160 tysięcy km.
Na dwieście kilometrów przed, pamiętałem o tym i myślałem czy nie uczcić chwili, gdy pojawi się ta liczba.
Koniec końców na stacji w Bytomiu zauważyłem, że przespałem tą chwilę, bo Misiek miał na liczniku 160022... Z tej okazji dostał paliwa do pełna...a tak naprawdę cena PB 95 wynosiła 5,71 co w obecnej chwili jest chyba najniższą ceną :), więc trza było korzystać :).

Jeśli chodzi o usterkowość, to do tej pory jedyną usterką była awaria sondy lambda, nie powodująca jakiś znacznych problemów w jeździe. Pomijam oczywiście wymianę elementów zużywających się normalnie czyli hamulców, amortyzatorów, itp.

Do tej pory jestem ze Space Stara bardzo zadowolony i oby było tak dalej :)

środa, 7 marca 2012

Wymiana żarówki pod pokrętłami nawiewu (demontaż konsoli środkowej)

Witam serdecznie,

Dzisiaj, jako, że w końcu się za to wziąłem, pokażę Wam, jak wymienić w Space Starze żarówkę w konsoli - tą oświetlającą pokrętła od nawiewu. Jest to w miarę łatwa czynność i nie powinna zająć więcej niż 30 minut.

Pierwszą czynnością jaką należy zrobić jest wyjęcie radia - ułatwi to późniejszy demontaż konsoli.
Następnie należy lekko podważyć pokrętła od regulacji nawiewu i wyciągnąć je. Pod dwoma największymi - od temperatury i od rodzaju nawiewu - znajdują się dwie śruby, które odkręcamy. Najlepiej odkładać śruby w jedno miejsce, żeby się nie pogubiły (ja wkładam je w miejsce na napoje).

Teraz możemy już zacząć demontować konsolę. Najlepiej użyć płaskiego śrubokręta i owinąć na nim kawałek szmatki, żeby nie porysować plastików.

Śrubokręt wkładamy w szczelinę pomiędzy konsolą a resztą plastików i lekko podważamy, aż puści zacisk (u mnie łatwiej odskakuje dół, więc możecie spróbować tak, jak ja).
Kiedy dół jest już rozczepiony, trzeba to samo zrobić w miejscu nad górnymi kratkami nawiewu.
Teraz możemy już wyciągnąć konsolę, ale robimy to delikatnie, ponieważ możemy pourywać wiązki kabli od "awaryjnych" i zapalniczki. O ile zapalniczkę odłącza się łatwo, to przy awaryjnych jest ciężej, a to dlatego, że dostęp do złączki jest trudniejszy.


Po rozczepieniu i wyjęciu wszystkiego, oczom naszym ukazuje się wnętrze niczym u robota ;).
Teraz musimy odkręcić  3 czarne klawisze (klima, ogrzewanie tylnej szyby i zamknięty obieg). Jest to bardzo proste, bo wystarczy odkręcić dwie śruby. Pod czarnym plastikiem znajdują się 3 gumowe przyciski i 3 diody przylutowane do płytki - należy uważać, żeby
ich nie połamać.
Teraz musimy odkręcić taki przezroczysty kawałek plastiku - czyli kolejne dwie śrubki do kolekcji :).

  
Nasze tytułowe żarówki to są takie niebieskie owalne kształty - znajdują się po przekątnej pokrętła regulacji prędkości wiatraka (na godzinie 5 i 11). Aby je wyjąć, należy je delikatnie przekręcić i wyjąć - najlepiej złapać ją z tyłu za taki szary plastik. Trzeba uważać, aby przy odginaniu nie połamać płytki!!!. Teraz wystarczy wyjąć żarówkę z tego plastiku, zdjąć z niej niebieski, gumowy kapturek i wsadzić nową - koszt ok. 70 groszy :).



Wszystko składamy w odwrotnej kolejności.
PAMIĘTAJCIE O PODŁĄCZENIU ZAPALNICZKI I ŚWIATEŁ AWARYJNYCH!!!
Inaczej będziecie musieli jeszcze raz rozbierać konsolę :), a poza tym nie będą Wam działać zwykłe kierunkowskazy  :\...
Życzę owocnej wymiany :)

sobota, 25 lutego 2012

Słowacko - polskie wakacje cz.1

DLA OSÓB WYBIERAJĄCYCH SIĘ NA SŁOWACKIE SZLAKI GÓRSKIE PAMIĘTAJCIE, ŻE U NICH TOPR JEST PŁATNY!!!*

* Nie oznacza to, że w razie niebezpieczeństwa, czy problemów macie ich nie wzywać.

Witam Was serdecznie,
Dzisiaj krótka opowieść o moich zeszłorocznych (2011), słowacko - zakopiańskich, wakacyjnych wojażach.


Na początku lipca padła, ze strony rodziców mojej dziewczyny, luźna propozycja wyjazdu w słowackie Tatry.
W sumie nigdy tam nie byliśmy, a fajnie jest chodzić po nieznanych szlakach, tak więc jedziemy. Znaleźliśmy pensjonat w miejscowości Nova Leśna,  najtańszy ze wszystkich przeglądanych - 8 euro os./noc. Sam dom bardzo ładny, a ponadto widok cudowny. W/w miejscowość leży niedaleko Popradu (ok. 10 km). Do wszelkich szlaków można dojechać Tatrzańską Kolejką Elektryczną, tzw. elektriczka, a trzeba liczyć kilkanaście do kilkudziesięciu kilometrów. My byliśmy wygodni i jeździliśmy autem :).



Dzień pierwszy
W dzień przyjazdu nie mieliśmy już sił na zdobywanie gór, ale w zamian postanowiliśmy odwiedzić  urokliwą dzielnicę Popradu - Spišská Sobota. Dojazd do niej jest bardzo łatwy, ponieważ droga prowadzi "opłotkami" i tylko raz trzeba skręcić w lewo :). Sama dzielnica bardzo ładna - urokliwe domki, a co najważniejsze "ni żywego ducha" - spokój i cisza :).




Dzień drugi
Kolejność i kolory szlaków: żółty 1h30'niebieski 1h30', czerwony 40', żółty 1h20' + 1h15'


Na drugi dzień, wypadło na Dolinę Białej Wody Kieżmarskiej...no cóż, dolina była biała, ale od chmur...Pogoda okropna - mokro, zimno - ale na szczęście nie padało. Do początku szlaku trzeba było dojechać kilkanaście kilometrów, ale na miejscu był na szczęście parking (pomiędzy Tatranské Matliare a Kežmarské Žľaby)


Wracając na szlak (żółty)...rozpoczyna się on gładko i płasko, gdzieniegdzie wystają kikuty drzew, a na większości terenu dominują krzaki. Teren ten ,parę lat temu nawiedziła silna trąba powietrzna, dewastując ogromne połacie drzewostanu. Jeszcze mnóstwo wody przepłynie w Popradzie (tak też nazywa się rzeka, która przepływa także przez południową Polskę. W dzieciństwie często spędzałem wakacje w małej miejscowości Rytro i równie często pływałem w Popradzie:) ) nim natura powróci do swojego pierwotnego stanu.
Po kilkuset metrach zaczyna się wspinaczka, ale jeszcze na stosunkowo szerokiej drodze. Przy szlaku płynie  (a raczej bardzo szybko zlatuje) strumień, czemu towarzyszy głośny szum :). 
 Im "dalej w las", tym strumień częściej przecina szlak, a ponieważ droga idzie ostro w górę, to i strumień gwałtownie spada, tworząc wodospady (szlak niebieski). 
Idąc, często zdarzało się, że wchodziliśmy w chmurę i muszę przyznać, że efekt jest ciekawy -> widoczność na maks 50cm i wrażenie wdychania takiej delikatnej "mgiełki wodnej". Oczywiście, w prześwitach, gdzie powinny być cudowne widoki było tylko "mleko". 
Porównajcie sobie moje zdjęcia, ze zdjęciami z opisu w linku. Gdy to zobaczyłem, to myślałem, że się rozpłacze ;).
Na skrzyżowaniu szlaków (niebieskiego, zielonego i czerwonego -> udajemy się tym ostatnim) przy Wielkim Białym Stawie (Velke Biele Pleso) zrobiliśmy sobie przerwę i, przez dosłownie 15 sekund, wyszło słońce, odkrywając mały fragment góry...i to tyle z widoków :(.
W około 40 minut, szlakiem czerwonym doszliśmy do Schroniska nad Zielonym Stawem (Chata pri Zelenom plese), które usytuowane było nad piękną , błękitno - zieloną wodą. Po półgodzinnej przerwie i paru zdjęciach ruszyliśmy w drogę powrotną, tym razem do końca szlakiem żółtym.


Dzień trzeci
Kolejność i kolory szlaków: żółty 4h15' (w górę) + 1h30' (w dół), niebieski 15', wyciąg.


Tym razem pogoda dopisała :). Na "ruszt" poszła Dolina Młynicka (Mlynická dolina). Trasa niesamowita, ze względu na to, że praktycznie idzie się po kamieniach, głazach, itp, a poza tym widoki...mmm...miód, no i w lipcu można zobaczyć śnieg :).
Na początek musieliśmy dojechać do miejscowości Szczyrbskie Jezioro (Štrbské Pleso) - około 20 km i zostawić auto na jednym z wielu parkingów - warto jechać do końca drogi :). Oczywiście można tam też dojechać "elektriczką".
Początkowo szlak idzie w lesie, ziemno - kamienistą drogą. Później, na otwartym terenie, z kosodrzewiną po bokach, droga jest podobna, aż do Wodospadu Skok. W tym miejscu zrobiliśmy sobie przerwę, a dziewczyny zdecydowały, że wrócą do miasta. Natomiast my, czyli panowie, podjęliśmy próbę dalszej wędrówki, co nie było błędną decyzją.
Sam wodospad trzeba, w pewnej części obejść. W górnej (początkowej) jego części wiedzie już droga i trzeba wspomagać się łańcuchami, bo można łatwo się poślizgnąć i zlecieć. 
Po wdrapaniu na górę, oczom naszym ukazał się Staw nad Skokiem (Pleso nad Skokom), a za nim "bezkres" kamieni otoczonych z dwóch stron skalnymi szczytami -> tzw. kocioł lodowcowy. W tym momencie warto odwrócić się o 180 stopni -> jest coś na wzór okna ukazującego okno pięknęgo widoku gór i miasteczka.
Początkowo droga jest lekko "pod górkę", potem jest ciężej, ale widoki i motywacja dojścia do końca, rekompensują zmęczenie. 
Schody - i to dosłownie - zaczynają się przed dojściem do kolejnego stawu -> Capi Staw (Capie pleso). Poniżej tego stawu, znajdują się szczątki  helikoptera ratunkowego Mi-8, który rozbił się tutaj w 1979 roku.
Wywołało to u mnie dreszcze i czym prędzej chciałem opuścić to miejsce.
Przy samym stawie zrobiliśmy sobie krótką przerwę posilając się nieco i uzupełniając płyny , ponieważ przed nami był najcięższy moment - i faktycznie co kilkanaście metrów robiliśmy przystanki, bo droga szła ostro w górę i zdarzały się miejsca, gdzie trzeba było się wspinać :).
Po ostrej mordędze doszliśmy do Bystrej Ławki (Bystre Sedlo), która jest wąską szczeliną pomiędzy skalnymi szczytami. Dojście do niej, jak i zejście, jest na tyle strome, że trzeba wspomagać się zamontowanymi łańcuchami.
Schodziliśmy połowę drogi przez kamienie, a połowę wśród kosodrzewiny. Zejście prowadzi przez Dolinę Furkotną przez około 1h30' do skrzyżowania z niebieskim szlakiem. Można iść dalej w dół 50 minut do czerwonego szlaku i przez kolejne 50minut tymże szlakiem, aż do Szczyrbskiego Jeziora. My wybraliśmy inny, łatwiejszy wariant, mianowicie po około 30' (na mapach pisze 15', ale pod tak strome wejście nie da się wejść tak szybko) zmęczeni i spoceni na potęgę doczłapaliśmy się do schroniska na Solisku (Chata pod Soliskom).
Stamtąd zjechaliśmy wyciągiem krzesełkowym na sam początek żółtego szlaku (tego, którym szliśmy do góry). 
Zadowolenie z wyprawy -> OGROMNE!!!


Dzień czwarty
Kolejność i kolory szlaków: niebieski 1h25' + 35', czerwony 2h30' + 45'


W tym dniu zdecydowaliśmy się zdobyć Rysy (w Polsce 2499 m. n.p.m., u Słowaków 2503).
Aby dotrzeć na szlak prowadzący na Rysy, trzeba jechać w kierunku Szczyrskiego Jeziora (patrz dzień trzeci) i wypatrywać znaku kierującego w prawo na Popradské pleso (Jezioro popradzkie). Po paru kilometrach dotrzemy do parkingu położonego tuż przy stacji Elektriczki, tak więc jak zwykle można dotrzeć na co najmniej dwa sposoby.
Od parkingu szliśmy niebieskim szlakiem przez Dolinę Mięguszowiecką (Mengusovská Dolina). Idzie się wygodnie, ponieważ droga jest asfaltowa, aczkolwiek kręta i miejscami idzie ostro w górę, ale za to w lesie :). Doszliśmy do schroniska nad Popradzkim Jeziorem (chata pri Popradskom plese), gdzie nasz niebieski szlak odbija w lewo, a dalej prosto prowadzi czerwony.
Najpierw szliśmy w lesie, ale potem pojawił się etap kosodrzewiny. Po około 40 minutach dotarliśmy do "rozdroża przy żabim potoku", gdzie krzyżują się szlaki niebieski i czerwony - ten ostatni prowadzi na Rysy.
Wspinaliśmy się przez 2,5 godziny w słońcu. Początkowo droga idzie jeszcze w kosodrzewinie, potem zaczyna się "kamienna pustynia" i stromo w górę. 
W pewnym momencie docieramy do miejsca, gdzie idzie się po śliskiej, płaskiej skale - oczywiście do pomocy są łańcuchy. Ale to nic, bowiem najgorszy był początek, gdzie ściana była pionowa i dosłownie wspinaliśmy się na łańcuchach, jak na linach na zajęciach z w-f. 
Po tym etapie jest w miarę spokojnie, po kamiennych schodach, mijamy "bramę" z kolorowych chorągiewek i po paru minutach docieramy do Schroniska pod Rysami (Chata pod Rysmi). Budynek był w trakcie całkowite przebudowywania, tzn. pewna jego część już postawiono. 
Najciekawszym elementem tego schroniska jest toaleta, oddalona około 1 minuty. Jest to po prostu drewniana sławojka, pomalowana na kolorowo. Nie byłoby w niej nic nadzwyczajnego, gdyby nie zamontowane tam okno i przepaść pod nią. Ja twierdzę, że to wszystko po to, żeby co niektórym osobom, pomóc w załatwianiu się :). Sama świadomość tego, że mam pod sobą przepaść jest "pobudzająca", a na dokładkę dostaję okno z widokiem na oddalone szczyty górskie - owszem widok ładny, ale wątpię, żeby ktoś siedząc na tronie wpadł w melancholijny zachwyt ;)). 
Po uzupełnieniu pokarmu i płynów (oczywiście herbata z prądem) ruszyliśmy dalej. Po około 25 minutach doszliśmy do przełęczy Waga (Váha). Tam zaczęło robić się już dosyć zimno, ponadto wiał pieroński wiatr. Widoki piękne, a pod stopami kilkuset metrowa przepaść :). Jako, że mam mały lęk wysokości, nogi zaczęły się pode mną trochę uginać :). Ciekawy był widok ludzi spiętych liną i  schodzących po niemal pionowej skale (prawdopodobnie schodzili z Wysokiej).
Po kilkunastu zdjęciach ruszyliśmy dalej. Droga idzie ostro w górę i jest kręta. Wspięliśmy się na wierzchołek - tutaj droga opada łagodnie w dół, ale jest bardzo wąska. Tak doszliśmy do miejsca, gdzie nie ma jednej drogi, jest za to bardzo ukośna ściana, po której trzeba się wspiąć - przez większość czasu na czworaka :).
I tak, po ponad 5 godzinach, na czterech kończynach doszliśmy do Rysów (tak to się chyba odmienia) :). Na szczycie jest tyle osób, że ciężko znaleźć tam jakieś wolne miejsce, ale udało nam się.


Dzień piąty
Wyjeżdżając postanowiliśmy coś jeszcze odwiedzić i wybraliśmy zamek Kieżmarku. Dojazd jest bardzo prosty - z Novej Leśnej kierujemy się na Młynice, stamtąd na Vel'ką Łomnice. Przed tym miasteczkiem dojeżdżamy do drogi nr 67 i teraz prujemy prosto przez tą Łomnice, aż do Kieżmarku :). Jeśli chodzi o wyjazd to nadal kierujemy się drogą 67, która prowadzi aż do granicy, m.in. w Łysej Polanie.
Jeśli chodzi o sam zamek, to jest on utrzymany w dobrym stanie, poza tym można go zwiedzać z przewodnikiem - nie pamiętam, dlaczego mieliśmy słowackiego, ale i tak prawie jakby po polsku gadał :). Ponadto są dostępne opisy historii zamku po Polsku i z tego co wyczytałem, zamek miał wielu władców, nawet przez pewien okres Polaków, ale - o ile pamięć mnie nie myli - to nie byli dobrymi zarządcami...
Przewodniczka prowadziła nas przez kilka komnat, z różnorakimi eksponatami - klamki do drzwi, jakieś urządzenia, zbroje (w tym husarska), miecze, tarcze i inne uzbrojenie, meble, itp. Było nawet pomieszczenie farmaceutyczne :)).


Na mnie nie zrobiło to wrażenia, ale było przyjemnie i przynajmniej kolejny kawałek historii poznany :).


Co jedliśmy
Będąc na Słowacji (w ogóle w innym kraju, czy miejscu) musieliśmy spróbować potraw regionalnych, czy też charakterystycznych dla kraju :). 
Stołowaliśmy się w sumie w dwóch miejscach - restauracja w Spisskiej Sobocie i restauracja w Novej Leśnej. Ta ostatnia znajdowała się na piętrze, a na parterze był Pub. Najśmieszniejsze jest to, że cały budynek przylegał do kościoła :).
Pamiętam, że w tej pierwszej ktoś próbował bryndzové halušky (kluseczki ziemniaczane z bryndzą).
W drugiej restauracji oczywiście był vyprážaný syr (chociaż dla mnie to czeska potrawa). Tak naprawdę, to jaki ser dostaniecie zależy od restauracji, a sery potrafią być na prawdę różne :).
Kolejne danie - moje ulubione - Maďarský guláš s knedľičkami, czyli gulasz po węgiersku z knedlikami. Po prostu pychota :). Ludzie, którzy nigdy nie jedli knedlików, po pierwszym kęsie stwierdzą, że to coś jak u nas bułka na parze (parowana). Nic bardziej mylnego, różnica w smaku jest istotnie wyczuwalna i moim zdaniem na plus dla knedlików :).
O ile dobrze sobie przypominam, dosyć charakterystyczna jest też zupa czosnkowa - również godna polecenia :).


Piwa:
To w sumie temat na osobny post :). A tak na serio, co wieczór urządzaliśmy sobie degustację miejscowych piw :). Najlepszy i najbardziej godny polecenia jest TOPVAR. Próbowaliśmy też takie, jak Kozel i Tatran, ale nie przebiły w/w browaru - zasmakował nawet mojej dziewczynie, która nie lubi piwa, ze względu na gorzki smak - Topvar ma delikatny i orzeźwiający smak :) (a które piwo nie ma :)) )
Niestety w Polsce nie ma tego piwa, nawet na półkach z importowanymi browarami. Znalazłem kiedyś, sklep internetowy (polski), gdzie można go było zakupić, ale chyba już nie istnieje :(.


Mitsu
Blog jest w końcu o Mitsubishi, więc trzeba coś o nim napisać :). Misiek spisał się bardzo dobrze - w ciągu 5 dni przejechał ok 1000 km i nigdy nie odmówił posłuszeństwa. Podróżowały nim 4 osoby (+ bagaże) - wszystko idealnie się pomieściło choć niekiedy pod górę niekiedy miał problem, ale pomagała redukcja do 3 :). 




Na całej trasie spalił 6,8 l/100 km, czyli sumując wyszło, że misiek "zjadł" około 65 litrów paliwa.




A teraz garść przydatnych informacji, o których warto pamiętać, wybierając się autem na Słowację, bo tamtejsza policja ostro kontroluje, a Polaków zwłaszcza.
Po pierwsze auto w idealnym stanie techniczny, zapinamy pasy, w kabinie samochodu (nie w bagażniku) kamzelkę odblaskową, którą ubieramy zawsze przy wyjściu z auta w razie awarii.
Po drugie trzeba mieć komplet żarówek (wszystkich) i bezpieczników. 
Po trzecie podnośnik, klucz do odkręcania kół, koło zapasowe, trójkąt ostrzegawczy, linkę holowniczą.
Po czwarte i to jest najgorsze -> apteczka z takim zestawem, że niejeden szpital w Polsce może pozazdrościć (gaza hydrofilna, składana sterylna 7,5 x 7,5 cm – 10 sztuk . roztwór dezynfekcyjny Ajatin – jodyna 50 ml – 1 szt. . ustnik do sztucznego oddychania – 1 szt. . folia izotermiczna – 1 szt. . chusta trójkątna – 2 szt., rękawice ochronne (gumowe) jednorazowe – 1 para . chusta foliowa 20 x 20 cm – 1 szt., plaster, szeroki 1,25 cm – 1 szt., bandaż sterylny – 4 szt., kompresy hydrofilne, sterylne 10 x 15 cm – 1 szt. . kompresy hydrofilne, sterylne 6 x 5 cm – 1 szt. . opaska gumowa 70 cm – 1 szt. . opaska elastyczna 6 x 4 cm – 1 szt. . plaster opatrunkowy 8 x 4 cm – 10 szt., agrafki – 4 szt. . nożyce – 1 szt. . plastikowy pojemnik apteczki do transportu – 1 szt.). 
I nie radzę przekraczać prędkości, bo ceny mandatów do niskich nie należą (Euro).
Ponadto trzeba mieć ze sobą międzynarodową kartę NFZ i zaleca się wzięcie polisy ubezpieczenia kosztów leczenia i następstw nieszczęśliwych wypadków.

niedziela, 12 lutego 2012

Wymiana mieszka i gałki lewarka skrzyni biegów - czyli jak uniknąć wielu niecenzuralnych słów

Będąc w zachwycie posiadania swojego pierwszego auta, postanowiłem go trochę upiększyć - padło na lewarek skrzyni biegów.
Po otrzymaniu zamówionej przesyłki - mieszek i gałka - zabrałem się ochoczo za wymianę. Niestety "ni w ząb" nie wiedziałem, jak zdjąć starą gałkę - odkręcić się nie dało, zdjąć też nie. Przeszukałem forum Mitsumaniaków, ale niestety dla francuskiej skrzyni nie było innego wyjścia jak tylko wyrwanie, co wiązało się z jej zniszczeniem. Samo wyrwanie też proste nie było, ale z pomocą przyszedł mechanik :).

No to teraz do roboty :). Postaram się opisać najprościej jak się da wszystkie kroki, które trzeba wykonać, aby szybko i bezstresowo wymienić mieszek i gałkę skrzyni biegów.

Z lewej schemat pokazujący z czego składa się drążek zmiany biegów.

Zdjęcie z prawej pokazuje jak wygląda gwint gałki po "demontażu",







Po lewej zdjęcie pokazujące jak to wszystko wygląda po demontażu gałki:
nr 1 - to jest sprężynka do "podciągania" wstecznego
nr 2 - na tym jest osadzona gałka.


Tak wygląda to po wymianie gałki:
















Wymiana mieszka w porównaniu do gałki to pikuś :).
Na początek (po demontażu gałki) trzeba "wypiąć" stary mieszek. Następnie trzeba odpiąć taki metalowy pręcik odpowiedzialny prawdopodobnie za wsteczny
















Teraz zdejmujemy całość i mamy "nagi pręt":





Teraz możemy zająć się samym mieszkiem. Trzeba go odczepić od czarnego plastiku a z drugiej strony (na schemacie nr 3) trzeba rozczepić i wyjąć materiał. Potem możemy zakładać mieszek i składać w odwrotnej kolejności




EFEKT FINALNY:

środa, 8 lutego 2012

Nauka obrotów i zaprogramowanie elektryki szyb

Po cudownej przygodzie z akumulatorem w Krakowie, wróciłem w niedzielę (29.01.2012) do Opola i od tamtej pory aż do czwartku auta nie ruszałem.

W czwartek o godzinie 14 odbyła się próba odpalenia auta po czterodniowym postoju na kilkunastostopniowym mrozie - ku memu zaskoczeniu i nieopisanej radości Misiek odpalił na raz :).
Z "radosną pieśnią na ustach" ruszyłem w podróż do Baranowa (ok. 90 km od Opola).

Ponieważ aku był przed tygodniem wyczerpany do zera postanowiłem go doładować jak dojadę na miejsce.
Akumulator wyjąłem i ładowałem w domu ok. 6 godzin, po czym stał w domu aż do wyjazdu do Opola.

Po podłączeniu wszystko OK - auto odpaliło, ustawiłem pospiesznie radio i zegarek i w drogę.
W Kluczborku miałem jeszcze wstąpić do NOMI - i tutaj "zonk". Stojąc "na luzie", na skręcie w lewo, autem zaczęło telepać, obroty zaczęły falować od 1100 do około 400. Udało mi się ruszyć, wjechałem na parking, a tam jeszcze gorzej - obroty spadały nawet do zera, włączała się ikona akumulatora, raz auto zgasło.
Po zaparkowaniu zajrzałem pod maskę, sprawdziłem klemy - wszystko ok.
W sklepie nagle olśniło mnie (znowu :) ), że na forum ludki pisali, że po wyjęciu aku obroty szaleją i trzeba auto nauczyć obrotów, albo pojechać w trasę, gdzie sam się ustabilizuje.
No i faktycznie ustabilizowały się, ale dopiero po dojechaniu pod sam blok :).
Instrukcja jak zrobić to na postoju:
  1. Uruchom silnik, pozwól nagrzać się silnikowi aż temperatura chłodziwa osiągnie temperaturę 85.
  2. Kiedy temperatura osiągnie 85 lub więcej przełącz stacyjkę w pozycję OFF.
  3. Po 10 lub więcej sekundach uruchom ponownie silnik
  4. Pozostaw uruchomiony silnik na 10 minut spełniając poniższe warunki:
    -skrzynia biegów: neutralny (P dla skrzyni automatycznej)
    -Klimatyzacja lub nagrzewnica: Wyłączona
    -Temperatura chłodziwa: 83 lub więcej
  5.  Zatrzymaj silnik
  6. Uruchom ponownie silnik na 10 minut spełniając poniższe warunki:
    -skrzynia biegów: Neutralny (P dla skrzyni automatycznej)
    -Klimatyzacja: Włączona (temperatura ustawiona na maksymalne chłodzenie, dmuchawy na najwyższą prędkość i okna maksymalnie otwarte)
    -Temperatura chłodziwa: 83 lub więcej
  7. Powtórz kroki (5) i (6)

Uwaga!!!:
  • Kiedy temperatura na zewnątrz jest 20 lub więcej i gdy klimatyzacja chodziła cały czas, można pominąć krok (7)
  •  Podczas operacji "nauki" silnika w krokach (4) i (6), kiedy praca silnika przełączy się z ubogiej do "stoichiometric", silnik może się samoistnie zatrzymać. W tym wypadku wyczyść przepustnice i powtórz krok (1) i każdy następny.
  
Jest jeszcze jedna sprawa - przycisk do otwierania/zamykania szyb jest dwustopniowy, czyli wciskając mocno w dół lub ciągnąc mocno w górę można automatycznie spuścić lub zamknąć szybę. Niestety po wyjęciu akumulatora nie działa ta funkcja i trzeba ją zaprogramować od nowa, ale robi się bardzo łatwo:
  1. Opuszczamy szybę na sam dół.
  2. Wciskamy przycisk do końca i przytrzymujemy na 2-3 sekundy. Zaprogramowaliśmy właśnie dolne położenie.
  3. Teraz podnosimy szybę do samej góry.
  4. Podciągamy przycisk do końca i przytrzymujemy na 2-3. W ten sposób zaprogramowaliśmy górne położenie.
Analogicznie należy postąpić z pozostałymi przyciskami szyb :).

środa, 1 lutego 2012

Historii część druga, czyli jak to się zaczęło


Dzisiaj kolejna część opowieści o początkach mojej przygody z Trzema Diamentami.

Kilka dni po tym, jak stałem się posiadaczem auta, znalazłem w internecie klub zrzeszający fanów Mitsubishi - "MITSUMANIAKI". Oprócz ogólnej strony, posiadamy forum, na którym każdy właściciel Miśka, znajdzie przydatne informacje na temat swojego bolidu, np. instrukcja czy service manual, opis usterek i sposób ich usunięcia.
Każdy zarejestrowany użytkownik, może zostać pełnoprawnym członkiem naszej społeczności (po spełnieniu pewnych warunków opisanych na forum), ponadto otrzymuje unikalny numer użytkownika. Możliwe jest także zamówienie osobistej karty użytkownika :).
Można także zamówić sobie mnóstwo różnych gadżetów, typu koszulki, bluzy, czapki, kubki, breloki do kluczy :).
Dla mnie forum jest...hmmm....tak naprawdę nie umiem żyć bez forum :). Codziennie po kilka razy sprawdzam posty i jeśli tylko mogę to pomagam innym użytkownikom, bo w sumie po to, to forum jest.
Kolejną fajną sprawą jest to, że oprócz wyszczególnionych modeli aut, forum posiada podział  na regiony (np. opolskie, dolnośląskie, itp) i to 'on' pełni główną rolę zrzeszającą ludzi z danego terenu - model jest mało ważny, bo skoro ma 3 diamenty, znaczy, że swój :).
Oczywiście co jakiś czas, w miarę regularnie, odbywają się spoty regionalne. Niestety w moim (opolskie), mało ludzi pojawiało się na spotach i generalnie "kaput" :(.
Ale na szczęście są jeszcze coroczne, ogólnopolskie zloty. Ostatni (2011) odbył się w Wawrzkowiźnie - ośrodek pod Bełchatowem, niedaleko elektrowni. Był to mój pierwszy tego typu zlot, ale wrażenia, jakie po nim pozostały są po prostu fenomenalne - mnóstwo Mitsubishi w jednym miejscu, świetni ludzie, niesamowita atmosfera :). POLECAM...

No to o społeczności tyle, wróćmy do auta.

W marcu kończyła się "rejestracja" auta, więc postanowiłem go oddać na ogólny przegląd.
Po telefonie od mechanika włos mi się zjeżył na głowie...do wymiany cztery tarcze hamulcowe (tylnych praktycznie brak) plus klocki, łożysko koła tylnego, drążek kierowniczy, olej, itp. Przedni, prawy pas też został zastąpiony używanym (na Allegro za 90 zł, a na szrotach krzyczą około 200,-), ponieważ ten pierwszy został przegryziony przez pieska :(.
Uzbierało się wszystkiego około 1800,- także sporo, a do wymiany szykowały się cieknące amory.

Po naprawach mechanicznych postanowiłem troszkę upiększyć auto na swój sposób :).
Auto jest koloru czerwonego, więc wypadało wprowadzić trochę tego koloru do wnętrza, bo czerń była wszechobecna :).
Przednie pasy dostały czerwone opaski, a na lusterko wewnętrzne powędrowały czerwone kostki (obecnie leżą przed przednią szybą, bo jednak trochę zasłaniają widoczność).
Również mieszek skrzyni biegów i gałka została zmieniona. Ta czynność była dosyć problematyczna, ponieważ nie miałem pojęcia jak zdjąć tą nieszczęsną gałkę. Jedni mówili, że się odkręca, inni, że nic nie da się zrobić. W końcu podjechałem do mechanika i ją "wyrwał". Sposób wymiany opiszę dokładnie w innym poście :). Koniec końców prezentuje się bardzo fajnie, a najważniejsze, żebym ja był zadowolony :).

Kolejną, nazwijmy to, modyfikacją, była wymiana radia z oryginalnego PH-3000 na Sony CDX-GT250MP. Pozwoliło to na poprawę, a nawet znaczną poprawę jakości dźwięku. Oczywiście przy pewnej głośności fabryczne głośniki osiągają swoją granicę, powyżej której po prostu zaczynają "pierdzieć". Ale z ich wymianą poczekam jeszcze troszkę :). Ogólnie jestem z efektu zadowolony.


Na przełomie czerwca szykowały się wakacyjne wypady, najpierw na Słowację, a potem do Zakopanego. Stwierdziłem, że skoro "amory" są na wykończeniu, to na dalekie wojaże wypadałoby mieć dobrą przyczepność, biorąc pod uwagę, że na pierwszą trasę jechały 4 osoby plus bagaż :). Same wypady opiszę w innych postach :).
Co do amortyzatorów, koszt wyniósł coś około 1200,- :(

Ogólnie w moim Miśku jest jeszcze parę rzeczy do zrobienia:
- sprawdzić tylne sprężyny,
- naprawić tylny zderzak, bo jest pęknięty a przez to lewa część jest obniżona i niestety przy obciążeniu
  śruba od chlapacza (producent zamieścił śrubę z WIELKIM łbem) ociera o oponę,
- wymienić grill, bo jest popękany - oryginalny kosztuje "jedynie" 400 - 500 zł.
   K...a mać!!, za kawałek plastiku takie pieniądze...tyle to kosztuje amortyzator razem z odbojnikiem i wymianą,
- sprawdzić świece i ewentualnie wymienić
- prawdopodobnie czeka mnie też wymiana akumulatora.

Na dzisiaj kończę, bo i tak już się rozpisałem, a czytanie dużej ilości tekstu też jest męczące :).
Do usłyszenia :)